Przejdź do głównej zawartości
Rysunek uśmiechniętej kobiety, która siedzi na ławce i patrzy na niebo, na którym zza chmur wygląda słońce. Obok kobiety na ławce leży plecak, z którym połączona jest rurką.
Czas czytania: 6 min

Siła wdzięczności

Joanna Schubert

Wdzięczność. To trudne pojęcie. Większość ludzi, słysząc to słowo, myśli o byciu wdzięcznym komuś, gdy ten zrobił dla nich coś dobrego. Ja jednak mam na myśli inne znaczenie tego pojęcia. Dla mnie bycie wdzięcznym to radość z małych, zwykłych rzeczy i celebrowanie dobrych chwil. Uśmiechanie się do swojego życia. Chciałabym Wam opowiedzieć, jak to było i jest z wdzięcznością w moim przypadku.

Wiele osób mogłoby od razu pomyśleć, że komuś z problemami zdrowotnymi ciężko być wdzięcznym, a gdy wszystko się wali – w szczególności. Bo i za co? Komu? Bogu? Losowi? Że znów masz pod górkę i pytasz sama siebie „dlaczego ja?”. Tym bardziej w takich chwilach warto sobie przypomnieć o tym pięknym uczuciu. Ja wtedy właśnie czuję wdzięczność za to, że po prostu jestem, trwam i mam siłę zmierzyć się z tym, co daje mi los. Bo dla nas, osób z niepełnosprawnościami, pielęgnowanie uczucia wdzięczności nie tylko w tych dobrych chwilach, ale właśnie wtedy, gdy jest źle, wydaje się mieć szczególne znaczenie. Tak sądzę.

Takie uczucie towarzyszy mi także teraz, gdy po kilku dniach bólu, ograniczeń i odkładania życia na później w każdej dziedzinie, mogę nareszcie wstać, wyprostować się, zrobić sobie herbatę i usiąść do pisania bez kolejnej dawki środków przeciwbólowych. Mimo, że nie wiem, jak długo potrwa ten stan – może tylko do jutra, a może będę mogła nacieszyć się swobodnym życiem przez następne trzy miesiące. Siadam, jestem szczęśliwa i wdzięczna za tę właśnie chwilę. Ładuję wtedy akumulatorki na ten gorszy czas. Niejedna osoba wie, o czym mówię i jak wielką radością jest móc coś zaplanować i nie musieć zmieniać planów przez atak choroby.

Podczas ponad dwudziestu lat zmagania się z moimi problemami zdrowotnymi zdążyłam już usłyszeć wiele dziwnych stwierdzeń: od takich, że za dobrze wyglądam jak na osobę z niepełnosprawnością, po takie, które wyrażały zdziwienie, że ja jeszcze żyję. W tym momencie nasuwa się myśl „użala się nad sobą”. A ja na to: „czuję wdzięczność, że już się nie ukrywam, nauczyłam się mówić o swojej szczególności i przestałam się tego wstydzić”. Bo właśnie ukrywanie się towarzyszy wielu osobom z chorobą przewlekłą. Gdy zaczęłam myśleć w taki właśnie sposób, zmieniło się coś jeszcze. Zaczęłam także uczyć się cieszyć się moją codziennością. Dostrzegać te drobne, na pozór nieistotne chwile. Zatrzymać się w drodze do lekarza i podziwiać piękny krajobraz. Pomyśleć o tym przy zmianie woreczka stomijnego i podziękować za to, że mam dłonie, aby sobie samej poradzić. Nawet, gdy bolą plecy, bo noszę plecak cały dzień mimo, że już dawno nie chodzę do szkoły i to jest piękne. Uśmiecham się do siebie, gdy daję radę wstać z łóżka i nie muszę zmieniać planów tak jak w zeszły weekend.

Właśnie w takich chwilach wspominam jedną z moich wizyt w kawiarni. Zamawiam ulubioną herbatę i zajmuję dwa krzesła – dla mnie i dla Maurycego (tak mój mąż nazwał plecak do żywienia pozajelitowego, z którym jestem połączona kilkanaście godzin na dobę systemem do podawania kroplówek). Celebruję tę piękną chwilę, gdy mogę wyjść z domu i bez bólu dotrzeć do kawiarni. Obserwuję innych ludzi przy stolikach lub zerkam przez okno (tam lubię siadać najbardziej). Przyglądam się przechodniom, ciesząc się tą chwilą. Lub wtedy, gdy mogę pójść z mężem i naszym psem na spacer albo sama na zakupy. Myślę, że praktykowanie wdzięczności jest najważniejsze właśnie w codzienności.

Wszystkiego trzeba się nauczyć i do wszystkiego trzeba dojść

Kiedyś nie rozumiałam tej całej wdzięczności. Bo i za co tu być wdzięcznym? Za tyle operacji? Za to, że normalnie już pewnie nigdy nie zjem? Jednak uczyłam się tego uczucia, poznawałam je. Bo co w ogóle znaczy słowo „normalnie”? Na początku mojego zmagania się z chorobą bardzo tęskniłam za „normalnością” – życiem, które sobie zaplanowałam zaraz po maturze. Mijał rok za rokiem, a moja choroba nie znikała. I minęło jeszcze wiele lat zanim powoli zaczęłam zmieniać moje „normalnie” w „szczególnie” i dostrzegać wyjątkowość swojego życia takim jakie jest. Nastąpiło to, gdy trafiłam na słowa Marka Edelmana, polityka i działacza społecznego, który powiedział:

Jeśli robisz coś w najlepszej wierze, to masz robić dalej.
Jeśli ci się coś nie udaje, to znaczy, że sytuacja jest taka,
że się nie może udać. Jasne, nie jesteś Napoleonem,
ale masz być Napoleonem w miarę swoich możliwości.

Od tego czasu staram się powtarzać sobie tę sentencję tak często, jak tego potrzebuję. Dostałam takie życie, a nie inne, więc zrobię z nim, co mogę najlepszego. To nie maraton, nie konkurs na najpiękniejsze życie. To moje życie, jedyne w swoim rodzaju.

No dobrze, a co wtedy, gdy nie ma już sił, nie widać już sensu? Chciałabym być tu dobrze zrozumiana. Ja również nie wszystko zawsze widzę w różowym kolorze, szczególnie gdy wracają dolegliwości lub łapię doła, oglądając zdjęcia koleżanek na Facebooku. Gorsze i złe chwile są i będą, czy to fizycznie, czy psychicznie. Szukaj wtedy pomocy i proś o nią. Na pewno ją znajdziesz. Gwarantuję, że pojawi się ktoś, kto wyciągnie do Ciebie rękę. To jedna z tych rzeczy, za którą jestem szczególnie wdzięczna.

Żyjemy w niełatwych czasach, kiedy zewsząd otacza nas trudny świat. Mamy jednak także wielkie szczęście, bo i ten sam świat oferuje nam mnóstwo narzędzi, form i źródeł pomocy, których nie mieli chorzy żyjący np. dwadzieścia czy trzydzieści lat temu. Fundacje, stowarzyszenia, bezpłatne porady psychologiczne, różnego rodzaju opracowania czy chociażby znajomi z oddziału szpitalnego, z którymi się zaprzyjaźniłeś i wiele innych możliwości. Jednak to może już temat na następny tekst, mam nadzieję. Z własnego doświadczenia głośno powiem teraz, że warto sięgać po pomoc, a wtedy powoli, powolutku może zacznie rodzić się i w was wdzięczność, tak jak we mnie.

Dziś uważam się za szczęśliwego człowieka między innymi dlatego, że poznałam uczucie wdzięczności, bo to:

w codziennym życiu wyraźnie widać, że to nie szczęście
czyni człowieka wdzięcznym, lecz wdzięczność szczęśliwym.

Dawid Steindl-Rast – benedyktyński mnich, pisarz i mówca

Wszystko układa się w odpowiedniej perspektywie. Nasze „szczególne” życie staje się znośniejsze, a przeciwności rzadziej urastają do rangi katastrofy. Nie każesz siebie już ciągle za to, że nie udało ci się czegoś zrobić, po prostu znajdujesz dla tego zadania inny sposób lub akceptujesz, że na daną chwilę nie możesz tego wykonać. Uczysz się mierzyć swoje siły na zamiary. Starasz się inaczej reagować na osądy ludzi, którzy błędnie oceniają twoją rzeczywistość. Aż pewnego dnia zatrzymujesz się na spacerze, patrzysz w niebo, zamykasz oczy i czujesz coś tak głęboko w sobie, dla czego może na początku nawet nie potrafisz znaleźć odpowiedniego słowa – nazwy na to, co pozwala ci wstać tego gorszego dnia i zatrzymać się na chwilę, idąc chodnikiem. Jedni pomyślą tu o wewnętrznej sile, inni o samozaparciu, jeszcze inni o opatrzności bożej. Dla mnie to szczęście poznania uczucia wdzięczności.

Joanna – nieperfekcyjna pani domu. Lubiąca piec ciasta, których sama nie może zjeść. Zaprzyjaźniona z rodzinną polipowatością jelit i jej następstwami. Miłośniczka swojego życia pomimo.

Powiązane artykuły