
Rowerem przez Europę – podróż Grzegorza Karpińskiego
23 czerwca Grzegorz Karpiński rozpoczął niezwykłą wyprawę rowerem przez Europę, zaliczając 12 państw: Grecję, Albanię, Macedonię Północną, Kosowo, Czarnogórę, Serbię, Bośnię i Hercegowinę, Chorwację, Węgry, Słowację, Czechy i Polskę. Meta jego ekstremalnego wyczynu znalazła się na Półwyspie Helskim, gdzie Grzegorz rozsypał piasek z greckiego wybrzeża, symbolicznie domykając swoje osiągnięcie. Możesz przeżyć tę przygodę jeszcze raz dzięki filmom na kanale YouTube.
To był prawdziwy rowerowy manifest odwagi i wytrwałości, który wspaniale pokazał siłę i determinację osób z niepełnosprawnościami – extrasprawnych!
Tuż po zakończeniu wyprawy przeprowadziliśmy z Grzegorzem rozmowę, by poznać szczegóły całego przedsięwzięcia i zapytać o jego wrażenia.
K: Jakie to uczucie przejechać rowerem ponad 2500 km w niecałe 4 tygodnie?
G: Plan był prosty: 2550 km w 28 dni. Ale życie – jak to życie – miało trochę inny pomysł. Upały, ogromne przewyższenia i świadomość, że moje przygotowanie nie było jeszcze optymalne, sprawiły, że wyprawa się wydłużyła. Finalnie zrobiło się z tego 2810 km i ponad 22 500 metrów przewyższeń w 33 dni. Brzmi jak szaleństwo? Trochę tak, ale ja jestem z tego ogromnie dumny i szczęśliwy. Udało się – to dla mnie najważniejsze.
K: Jak wyglądały Twoje przygotowania do tak długiej i wymagającej wyprawy?
G: Moje przygotowania opierały się na codziennej siłowni i dużej redukcji kalorii – chciałem sprawdzić, jak mój organizm funkcjonuje w deficycie energetycznym. Do tego dorzuciłem solidny trening wytrzymałościowy: od początku 2025 roku przejechałem 5000 km na rowerze treningowym. Taka baza była potrzebna, żeby w ogóle myśleć o tej trasie.
K: Jak wyglądał Twój typowy dzień w podróży rowerem przez Europę?
G: Rano wstawałem, pakowałem torby, pobierałem trasę od mojego przyjaciela Elfa (który wcześniej mi ją przygotowywał) i dostawałem noclegowe wytyczne od Asi. Potem szybkie śniadanie, załadunek roweru i w drogę. Średnia? Zakładałem około 10 km/h – ale nie dlatego, że jechałem powoli. Po prostu co chwilę coś mnie interesowało, chciałem się zatrzymać, nagrać, sfotografować, zobaczyć. To była podróż, nie wyścig.
K: Miałeś momenty zwątpienia? Jak sobie z nimi radziłeś?
G: Nigdy. I mówię to z pełnym przekonaniem – ani razu nie pomyślałem, żeby się poddać. To była moja misja na ten rok. Wiedziałem, że mogę potrzebować więcej czasu, ale też wiedziałem, że ją zrealizuję. Dzień po dniu, krok po kroku. Postanowiłem – zrobiłem.
K: Czy miałeś sytuacje awaryjne, np. awarie roweru lub problemy zdrowotne?
G: Oj tak, było sporo takich momentów…
W Chorwacji przebiłem dętkę – i udało mi się ją wymienić jedną ręką w 20 minut. W innym miejscu wyskoczyły na mnie agresywne psy – musiałem reagować błyskawicznie. Komoot (aplikacja do udostępniania i śledzenia trasy przejazdu) czasem mnie wkręcał w jakieś „drogi widmo” albo prowadził przez świeżo budowane autostrady.
Najgorsze wydarzyło się w Czechach, dzień przed powrotem do Polski – zaliczyłem poważny upadek. Rower się obsunął, przeleciałem przez kierownicę. Skończyło się uszkodzonym rowerem, mną mocno obitym, bólem, strachem, łzami… ale na szczęście obyło się bez złamań. Jechałem dalej.
K: Który moment wyprawy był dla Ciebie najtrudniejszy?
G: Zdecydowanie pierwsze trzy dni po starcie. Dopiero wtedy uderzyła mnie skala tego wyzwania – 40 stopni, żar z nieba i asfaltu, ja z rowerem ważącym około 35 kg i świadomością, że to dopiero początek. Wtedy naprawdę poczułem, jak bardzo wystawiam swój organizm na próbę.
K: Co najbardziej Cię zaskoczyło na trasie – pozytywnie albo negatywnie?
G: Zaskoczyła mnie… dobroć ludzi. Ich życzliwość, wsparcie, troska. Co chwilę ktoś się zatrzymywał, sprawdzał, czy mam wodę, czy wszystko okej. Pamiętam, jak wszedłem do sklepu mięsnego – pani nie tylko nie chciała ode mnie pieniędzy za zakupy, ale jeszcze dorzuciła coś od siebie i podała mi półtora litra wody na drogę. To było piękne. Czułem się zaopiekowany.
K: Który kraj lub odcinek trasy wspominasz najlepiej i dlaczego?
G: Każdy dzień był inny, każdy kraj wyjątkowy, ale dwa momenty utkwiły mi szczególnie w pamięci.
Po pierwsze – Czarnogóra, która okazała się niespodziewanie droga.
Po drugie – Kosowo, którego się trochę obawiałem, a które okazało się niezwykle bezpieczne, przyjazne, tanie i po prostu… ciepłe. Ludzie tam byli niesamowici.
K: Czy planujesz już kolejne wyzwanie? Jeśli tak, to jakie?
G: Tak. Jeszcze w tym roku chcę podjąć się wejścia na Elbrus, jedną z gór Korony Ziemi. Trochę się cykam – wiadomo, Rosja i wszystko, co się z tym wiąże. Ale wierzę, że w górach spotyka się ludzi gór, a nie politykę.

Grzegorz Karpiński to przykład osoby z niepełnosprawnością, która udowadnia całym sobą, że nie trzeba być zawodowym sportowcem, by podejmować wielkie wyzwania. Bohater naszego wywiadu, podobnie jak wielu innych extrasportowców, miewał wzloty i upadki, a ta wyprawa to prawdziwy dowód na to, że wystarczy zacząć. Jeśli więc czekasz na znak, by wyruszyć w swoją własną extremalną podróż do świata sportu, to niech przykład Grzegorza i jego podróż rowerem przez Europę będzie dla Ciebie inspiracją i zacznij już dziś!
Najlepszym początkiem będzie sprawdzenie kalendarza na naszej stronie i podjęcie sportowego wyzwania podczas któregoś z naszych wydarzeń!