
„Dziadek kontra system”. Zawsze samodzielny, dopóki zdrowie nie powiedziało stop
Karolina Mackiewicz
Studentka dziennikarstwa, UKSW
Mój dziadek to bardzo samodzielny i zaradny mężczyzna. Coś się zepsuło? Żaden problem, wyciągał skrzynkę z narzędziami i naprawiał. Coś nagle przestało działać? Szukał przyczyny tak długo, aż w końcu ją znalazł. Czegoś nie wiesz? Idź do dziadka, a on ma na wszystko odpowiedź. Jest jak chodząca encyklopedia. Jednak, kiedy zdrowie zaczęło odmawiać posłuszeństwa, musiał zacząć polegać na innych, ale też na systemie, który delikatnie mówiąc nie do końca ułatwiał mu życie.
Silny, choć coraz słabszy
Wszystko zaczęło się w szpitalu w Białej Podlaskiej. Dziadek trafił tam do hematologa, który skierował go dalej do otolaryngologa z podejrzeniem niedosłuchu. Badanie słuchu potwierdziło problem w lewym uchu, więc dostał kolejne skierowanie, tym razem do audiologa. Tam już nie było wątpliwości, dziadek potrzebował aparatu słuchowego. To nie wszystko. Oprócz nowo wykrytego problemu zdrowotnego, choruje on też na szpiczaka mnogiego, który ogranicza jego sprawność ruchową i samodzielność w codziennych czynnościach. W tamtej chwili czuł, jakby jego zdrowie zamiast się poprawiać, z dnia na dzień pogarszało się. Każdy dzień przynosił nowe, coraz trudniejsze wyzwania.
Dziadek w urzędowym labiryncie
Jednak po tych wszystkich konsultacjach i wynikach, postanowił się nie załamywać i zawalczyć o orzeczenie o stopniu niepełnosprawności, aby chociaż troszkę ułatwić sobie życie. Nie robił tego dla samego papierka, po prostu potrzebował realnej pomocy. Refundacji na aparat, możliwych ulg, zabezpieczenia na przyszłość. Wtedy właśnie zaczęła się biurokratyczna przygoda. Żeby dostać orzeczenie, trzeba najpierw wypełnić wniosek, zebrać całą dokumentację medyczną, dołączyć zaświadczenia lekarskie ważne tylko 30 dni, a potem czekać na wezwanie przed komisję. Sporo tego, jak widać… Dziadek, choć próbował sam to wszystko zrobić, w trakcie zbierania wszystkich papierów i innych ważnych dokumentów troszkę się pogubił. Na szczęście w tamtym momencie przypomniał sobie, że ma koleżankę, która na co dzień zajmuje się takimi sprawami. To dzięki niej udało mu się w końcu ruszyć z miejsca. Pomogła mu uporządkować dokumenty, sprawdziła czego brakuje, doradziła, jak uzupełnić brakujące papiery. W końcu, po kilku dniach intensywnej pracy i wielu spotkaniach udało się.
Mały papier, wielka zmiana
Dziadek dostał orzeczenie. Dokument, który otwierał drzwi do wielu ulg, o których wcześniej nie miał pojęcia. Dowiedział się, że w zależności od stopnia niepełnosprawności (lekki, umiarkowany, znaczny), można liczyć między innymi na zniżki w transporcie publicznym, dodatkowy urlop, krótszy czas pracy, dofinansowanie sprzętu czy udział w turnusach rehabilitacyjnych. Dzięki temu dziadek może starać się o refundację aparatu słuchowego, a także korzystać z niektórych świadczeń i zasiłków. Czy to zmieniło jego życie? Trochę tak. Nie czuje się zostawiony sam sobie. Wie, że istnieją mechanizmy, które mogą pomóc, tylko trzeba wiedzieć, jak do nich dotrzeć, a przede wszystkim mieć kogoś, kto może pomóc nam odnaleźć się w tym labiryncie.